Płytki na płytki.

„Płytki na płytki, układać czy nie układać, a jeśli układać to jak? Pytanie, które co pewien czas powraca i na które, jak na razie, nie udzielono jednoznacznej odpowiedzi.”
Tak zaczynał się artykuł, który napisałem w 2015 roku dla magazynu Atlas Fachowca. Czy od tamtego czasu coś się zmieniło? Zmieniły się dostępne materiały, zmieniły się formaty płytek, ale dalej brak jednoznacznej odpowiedzi co z tym układaniem.
No dobrze, zmieniło się coś jeszcze. Mógłbym napisać, że jestem teraz trochę mądrzejszy, ale nie przesadzajmy. Mam trochę więcej doświadczenia i trochę więcej wiedzy no i oczywiście trochę więcej lat, ale może na tym poprzestańmy.
Za tą metodą przemawia na pewno dużo mniejszy bałagan niż przy skuwaniu starych płytek. Docenią to inwestorzy, którzy zamieszkują lokal podczas remontu. Brak kurzu i gruzu to niewątpliwy atut takiego rozwiązania. Nie bez znaczenia jest też skrócenie czasu remontu, co szczególnie ma znaczenie w przypadku obiektów użyteczności publicznej gdzie czas wyłączenia z eksploatacji musi być jak najkrótszy. Najprawdopodobniej niższe też będą koszty wykonania. Odpada skuwanie starych płytek, wynoszenie gruzu i równanie podłoża, ale należy pamiętać o tym, że przy tej metodzie musimy zastosować inne materiały niż przy klejeniu płytek na tradycyjnym podkładzie cementowym.
Skoro metoda „płytka na płytkę” ma tyle zalet, dlaczego jest stosunkowo rzadko stosowana i dlaczego wielu wykonawców ma do niej sceptyczne nastawienie? Odpowiedzi na te pytania musimy poszukać śledząc kolejne etapy prac i zapoznając się z problemami na jakie możemy natrafić.
Przystępując do prac glazurniczych zawsze zaczynamy od sprawdzenia podłoża i ewentualnego jego przygotowania. W tej metodzie naszym podłożem są stare płytki, musimy więc sprawdzić czy dobrze trzymają się one swojego podłoża. Robimy to ostukując płytki np. trzonkiem od młotka. Głuchy odgłos świadczy o tym, że płytka nie trzyma się podłoża, a jest utrzymywana jedynie przez fugę. Taką płytkę należałoby usunąć, a miejsce po niej wyrównać odpowiednią zaprawą naprawczą lub wyrównującą (np. zaprawą wyrównującą Atlas ZW330 lub NivoplanPlus Mapei ). Jeżeli jest to kilka płytek, stanowiących niewielki procent całej powierzchni to można przyjąć, że nie ma problemu, ale jeżeli tych płytek jest sporo to trzeba się zastanowić z czego to wynika i czy za chwilę nie zaczną odspajać się kolejne. Tu wykonawca staje przed dylematem: ryzykować i kleić czy zrezygnować, skuć całość i zrobić to tradycyjnie?
Może się zdarzyć, że podczas sprawdzania nie trafimy na „głuche” płytki. Co wtedy? Nic nie odpada więc kleimy. Czy aby na pewno? Podczas „ostukiwania” wszystko się trzyma, ale czy tak będzie po przyklejeniu kolejnej warstwy płytek? Czy naprężenia powstałe w nowej warstwie nie spowodują odspojenia się od podłoża starej warstwy płytek? Pewności takiej nie mamy. Tu z pomocą przychodzą nam maty kompensacyjne. W przypadku podłóg najbezpieczniej jest zastosować maty niezwiązane z podłożem (np. Gutjahr Flexbone 2E czy też Atlas Mata630), ale trzeba mieć możliwość podniesienia się z poziomem płytek o kilka dobrych milimetrów. Miej bezpiecznym rozwiązaniem są maty popularnie nazywane "matami typu szmata", które mocuje się na kleju (Mapei Mapetex Vlies, PCI Pecilastic W), ale mają ten plus, że można je zastosować również na ścianie. O ile jednak na podłodze nie ma w zasadzie znaczenia ciężar płytek, o tyle na ścianie jest to już istotne nawet przy zastosowaniu mat. Ostukanie płytek informuje nas, że płytki jeszcze się nie odspoiły, ale nie mówi nam z jaką siłą trzymają się podłoża.
Jeżeli zdecydujemy się na zastosowanie maty niezwiązanej z podłożem (odpowiednio dobranej) to przygotowanie podłoża sprowadza się w zasadzie do jej rozłożenia i dalszego postępowania zgodnie z zaleceniami jej producenta. Jeżeli jednak nie chcemy stosować mat lub stosujemy matę wklejaną na kleju, musimy odpowiednio przygotować podłoże. Powinno ono być równe. Z tym zasadniczo nie powinno być problemu o ile stare płytki zostały ułożone z należytą starannością. Musi ono być czyste i zapewniać odpowiednią przyczepność kolejnej warstwy.
Jeżeli te warunki są spełnione możemy przystąpić do gruntowania podłoża. Tu zaczynają się pierwsze schody. Zmatowić powierzchnię płytek czy nie? Niektórzy zalecają wykonanie takiej operacji poprzez przeszlifowanie płytek gruboziarnistym papierem ściernym. Czy w ten sposób zmatowimy powierzchnię płytek, czy ją tylko porysujemy? Używając „żyrafy” zapewne uda nam się płytki zmatowić, ale nie każdy glazurnik takową posiada. Jeżeli jest to tylko pas płytek pomiędzy szafkami kuchennymi to od biedy poradzimy sobie szlifierką kątową, ale przy większych powierzchniach będzie to już problem. Co takie zmatowienie nam daje? Jeżeli zedrzemy z płytki całą warstwę szkliwa to w przypadku glazury moglibyśmy przyjąć, że uzyskaliśmy podłoże chłonne tylko jaki sens ma taka operacja i co w przypadku gresów? Robiąc rysy na szkliwie może zwiększymy minimalnie powierzchnię płytki ale obawiam się, że nie przełoży się to znacząco na przyczepność kleju. Moim zdaniem lepiej pogodzić się z tym, że mamy podłoże niechłonne i zastosować przeznaczony do takich podłoży preparat gruntujący (warstwę kontaktową, grunt szczepny), który poprawi nam przyczepność nowych warstw (np. Ultra Grunt Atlasa lub Eco Prim Grip Mapei).
Co z pomieszczeniami mokrymi?  Wykonywać hydroizolację podpłytkową czy nie, a jeżeli tak to czy gruntować płytki preparatami do powierzchni niechłonnych. O ile na pierwszą część pytania bezsprzecznie można odpowiedzieć „tak wykonywać” (nie wiemy przecież czy pod starą warstwą płytek jest hydroizolacja, a jeżeli jest to czy prawidłowo wykonana) to z drugą częścią pytania już nie jest tak prosto. Hydroizolacje posiadają zazwyczaj wysoką przyczepność do podłoża, często deklarowane wartości są wyższe niż deklarowane dla klejów czy też warstw kontaktowych, ale są to wartości dla podłoża betonowego. W tym wypadku należy kierować się zaleceniami producenta hydroizolacji, dotyczącymi przygotowania podłoża.
Jeżeli mamy już odpowiednio przygotowane podłoże możemy przystąpić do klejenia płytek. Jakiego kleju użyć? Mamy do czynienia z tzw. podłożem trudnym więc zdecydowanie klej klasy C2, a jeżeli płytki układane będą na zabudowach, ekranach, ścianach wykonanych z płyt GK, OSB lub innych to wskazane będzie zastosowanie kleju odkształcalnego klasy C2S1 lub C2S2. W przypadku stosowania mat kompensacyjnych należy kierować się wytycznymi ich producenta.
Planując rozmieszczenie płytek należy zrobić to tak aby fugi w nowej warstwie nie pokrywały się z fugami starej warstwy płytek. O ile w przypadku różnicy formatu płytek powinno to być w miarę łatwe do osiągnięcia to w przypadku płytek o tym samym formacie może pojawić się problem związany z dylatacjami. Należy pamiętać, że musimy przenosić je na kolejne warstwy. Jeżeli  w starej warstwie dylatacja pokrywała się z fugą to niestety, ale w nowej warstwie konieczne będzie dodatkowe cięcie płytek (oczywiście w przypadku tego samego formatu płytek). Z dylatacjami jest jeszcze jeden problem, a mianowicie nigdy nie mamy pewności, że poprzednik je poprzenosił. Jeżeli z wymiarów pomieszczenia lub jego kształtu wynika, że powinny być wykonane dylatacje, a ich nie ma, to w nowej warstwie płytek wykonujemy tzw. dylatacje pozorne (o dylatacjach w innym artykule).
Pozostało nam fugowanie. Na tym etapie trzeba pamiętać, że pod klejem mamy podłoże niechłonne, które „nie wypije” z kleju nadwyżki wilgoci, w związku z czym zalecałbym poczekać z fugowaniem o kilka dni dłużej niż w przypadku standardowych podłoży.
Płytki ułożone i zafugowane, wszyscy zadowoleni i nagle okazuje się, że pralka która wcześniej się mieściła obok kabiny teraz się nie mieści, a w dodatku podłoga znacznie dłużej nam się nagrzewa.
Co się stało? Ano zapomnieliśmy, że układając płytki na płytki zmniejszamy pomieszczenie. Niby niewiele bo średnio o ok. 3cm pomiędzy ścianami, ale mi osobiście już nie raz zdarzało się walczyć w łazienkach o każdy centymetr (szczególnie w starych blokach).
Co stało się z ogrzewaniem podłogowym? Na podłodze dołożyliśmy kolejną warstwę kleju i kolejną warstwę płytek więc ciepło z naszej instalacji ogrzewania podłogowego ma teraz znacznie dłuższą drogę do pokonania i powierzchnia podłogi  staje się ciepła po upływie dłuższego czasu od włączenia ogrzewania. Jeżeli mamy ogrzewanie akumulacyjne to te dodatkowe warstwy nie mają wielkiego znaczenia. Podłoga będzie co prawda nagrzewać się trochę dłużej, ale też zakumuluje więcej ciepła i dłużej będzie stygła. Najgorsza sytuacja będzie w przypadku zastosowania maty grzewczej w warstwie kleju starej okładziny. O ile poprzednio powierzchnia podłogi zaczynała grzać w miarę szybko, to teraz ten czas wydłuży się niestety kilku, albo nawet kilkunastokrotnie. Podobnie będzie w przypadku zastosowania niektórych typów mat kompensacyjnych. Bezwładność cieplna podłogi może nam znacząco wzrosnąć.
Układać metodą „płytki na płytki” czy nie układać? Metoda ma swoje plusy i minusy. To wykonawca w porozumieniu z inwestorem musi zdecydować czy ją zastosuje, uwzględniając korzyści i związane z tym ryzyko awarii.

3 komentarze: